sobota, 26 lipca 2014

12/07 Skutek uboczny

  - Liam, ona jest w ciąży.
  Liam wpatrywał się w przyjaciela, jakby zobaczył ducha. Zastygł bez ruchu, nie czując nic prócz dreszczy, które zaczęły przemierzać jego ciało od góry do dołu i z powrotem. Jego umysł zamknął się na wszystkie informacje i w wielkiej, czarnej pustce została ta jedna – ostatnia, którą zdołał przyjąć. Pozostałe nagle stały się nieważne, zbyteczne i gdy teraz by je porównać z stałyby się banalne i niepotrzebujące większego zainteresowania.
  - Li? - po dłuższej chwili dotarł do niego głos i powoli podniósł wzrok na chłopaka.
  Ściągnął brwi, uwydatniając dwie pionowe zmarszczki na czole. Zamrugał kilkakrotnie, za każdym razem robiąc to z coraz większym trudem. Otrzymał niemą informację o tym, że skoro jego dziewczyna(?) jest w ciąży, powinien się tym cieszyć razem z nią, a nie rozpaczać po tym jak po wielu dziwnych i niespokojnych dniach postanowiła nie zaprzątać mu sobą życia i opuściła ich dom, ciągnąc za sobą dwie wielkie walizki pełne ubrań.
  - Dlaczego? - zapytał, a na jego twarzy malowało się zdziwienie.
  Mulat uniósł kącik ust w półuśmiechu.
  - Chyba nie muszę ci tłumaczyć, skąd się biorą dzieci, nie? - nie mógł się powstrzymać, by nawet w tym momencie się nie uśmiechnąć.
  Liam pokręcił głową, dochodząc do wniosku, że źle skonstruował pytanie.
  - Nie... Skoro ona... jest w... ciąży – ciężko mu było wypowiedzieć te słowa, dlatego stale się jąkał. Czuł jak coś podchodzi mu do gardła. - To dlaczego... wyjechała? - miał minę dziecka, które nie może czegoś zrozumieć i z tego powodu się denerwuje. - Nie mów, że to przez nasz zespół. Dobrze wie, że życie prywatne trzymam z daleka od kamer i zespół nie wpływa na nasz związek w żaden sposób. A to czego dziś przez przypadek się dowiedziałem też raczej nie wpływa na moje uczucia do niej – dodał, choć sam nie wiedział czy jest to prawda – chociaż pewnie wszyscy myślą inaczej. To na pewno nie było nic poważnego, wiem to, bo rozmawiałem dzisiaj z Harrym.
  Z ust Zayna zniknął krzywy uśmiech, ale później jego twarz nie wyrażała już kompletnie nic. Liamowi wydawało się, że zbladł, a gdy poruszył się niespokojnie myślał, że zaraz mu ucieknie. Jednak chłopak westchnął ciężko i przygryzł wargę, podczas gdy przenosił ciężar ciała na jedną nogę.
  - To bardziej skomplikowane niż myślisz, Li – odparł znudzonym tonem, jakby tłumaczył mu coś po raz tysięczny. - Chodź spać, wszyscy jesteśmy zmęczeni.
  Liam chciał zaprotestować, ale głos utknął mu w gardle i wciąż nie potrafił się ruszyć. Mógł tylko patrzeć, jak Mulat podchodzi do niego i chwyta go za nadgarstki, a potem stara się zaciągnąć go na górę, co nie za bardzo mu wychodziło, więc pod schodami poddał się i machnął na bruneta ręką, po czym zniknął na piętrze, trzaskając w pośpiechu drzwiami prowadzącymi do jego sypialni.

✖ ✖ ✖

  - Przyspiesz.
  Wyraźny głos słychać było po raz pierwszy w małym samochodzie. Starsza z sióstr spojrzała na młodszą przelotnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy. Dziewczyna, która wiernie przestrzegała prawa drogowego nie wiedziała co zrobić. Zastanawiała się co odpowiedzieć siostrze, gdyż bała się jej reakcji. Kiedyś już widziała ją w takim stanie, ale i wtedy nie wiedziała jak się przy niej zachowywać. Postanowiła pozostać ostrożna i nie wykonywać pochopnie zachcianek blondynki.
  - Ale tu jest ograniczenie prędkości, nie mogę – powiedziała delikatnie, wpatrując się uważnie w drogę.
  - To co, gazu – odparła niezrażona młodsza siostra.
  - Rozumiem, że jest ci ciężko, ale to nie znaczy, że mam się porywać na własne życie, narażając przy okazji twoje.
  Blondynka prychnęła pod nosem i spuściła głowę. Zaczęła zdrapywać z paznokci intensywny różowy kolor, przygryzając w skupieniu wargi. Wraz ze zwiększaniem siły z jaką pozbywała się lakieru, z jej oczu wypływało więcej łez. Kiedy oczyściła dokładnie trzy płytki, jej ciałem wstrząsnął szloch. Brunetka siedząca obok spojrzała na nią przerażona i gdy zrozumiała co się dzieje, zwolniła pojazd i zjechała na pobocze całkowicie się zatrzymując. Wyciągnęła ręce w stronę dziewczyny i przytuliła ją. Po kilkudziesięciu sekundach, a może minutach, Natalie uspokoiła się na tyle, by Tussy mogła cokolwiek powiedzieć.
  - Nie sądziłam, że jest aż tak źle.

✖ ✖ ✖ 

  - Zadzwoń, jak będziesz wracać – powiedział Louis, oczekując odpowiedzi, ale jej nie dostał.
  Zobaczył tylko jak rude włosy zsuwają się na twarz dziewczyny, a potem drzwi zamknęły mu się przed nosem. Westchnął, choć wiedział, że nie ma innego wyjścia.
  Dziewczyna przeszła przez ogród skąpany w świetle latarni ulicznych i wyszła z posesji, zamykając za sobą furtkę z głośnym łoskotem. Z determinacją ruszyła ulicą, mijana co jakiś czas przez wysokich, zakapturzonych mężczyzn, którzy zdawali się jej nie zauważać. Słońce zaszło przed godziną i na niebie nie było już widać żadnych śladów jego obecności. Zdawało się, że powietrze robiło się coraz chłodniejsze z każdą minutą, a z każdym krokiem rudowłosa była coraz bardziej przestraszona. Z drugiej strony ulicy dobiegł ją gwizd, a zaraz po nim jakiś pijany mężczyzna krzyknął coś do niej, lecz był to tylko niezrozumiały bełkot. Spuściła wzrok i aż do następnego zakrętu wpatrywała się pod nogi. Gdy skręciła w ostatni prosty odcinek drogi, puściła się biegiem, byleby jak najszybciej dostać się do celu. Dopadła drzwi u szczytu schodów i zapukała głośno. Z ogarniającego ją strachu nie zaprzestała tej czynności, nie zważając na to, że pewnie obudzi mieszkającą tu dziewczynę. Po kilkunastu seriach mocnych uderzeń w drzwi otworzyły się one, a w progu stanęła niska blondynka owinięta dużym, brązowym kocem, mrużąc nieprzytomnie oczy.
  - Alison? - zapytała ochrypłym głosem. - Co ty tu robisz o tej porze?
  Lecz pierwszą rzeczą jaką zrobiła nie była odpowiedź na zadane pytanie, ale wtargnięcie do domu blondynki przez taranowanie sobie drogi rękami. Minęło kilka chwil zanim uspokoiła swój oddech i była zdolna do złożenia jej wyjaśnień.
  - Posłuchaj – zaczęła cichym, opanowanym głosem – jesteś nam teraz potrzebna. Musisz przyjść do nas i nam pomóc.
  Kate rozbudziła się na tyle, by trzeźwo na nią spojrzeć i ocenić o co może jej chodzić. Choć myślała dogłębnie nad znaczeniem tych słów i powodem jej nagłej wizyty, nie wymyśliła nic, co mogło być prawdą.
  - Co się stało?
  Dziewczyna, która jeszcze przed chwilą stała przed nią, osunęła się nagle po ścianie i usiadła na podłodze, przyciągając nogi do siebie. Schowała twarz w dłoniach, lecz zanim to zrobiła jej oczy zaszkliły się i na policzkach pojawiły się pierwsze łzy. Katie wiedziała, że nie ostatnie. Była bardzo krucha i każde wydarzenie przeżywała najsilniej ze wszystkich. Między szlochami Ali udało się coś z siebie wydusić.
  - Czemu... t-to w-wszystko... się dzieje? Nie powinno b-być... źle. Ona n-nie powinna... tego r-robić. Mogła z-zostać. Wszystko... byłoby dobrze.
  Utkwiła swój wzrok w drzwiach za blondynką, która nie ruszyła się na krok od czasu kiedy farbowany rudzielec przekroczył próg jej mieszkania. Wyglądała, jakby opłakiwała kogoś nad grobem – pod oczami miała cienie, jakby nie spała od kilku dni, a na jej twarz wpłynął szkarłatny rumieniec, gdy opuściła ręce w bezradności.
  - Natalie – wyjaśniła, widząc zdziwioną minę Kate. - Nie słuchaj reszty, oni nie wiedzą wszystkiego – machnęła dłonią przed twarzą i wciągnęła ze świstem powietrze. - Oni... oni nic nie wiedzą.
  Blondynka pokręciła tylko głową, po czym przeszła obok siedzącej dziewczyny i zapaliła światło w całym korytarzu. Zrzuciła z siebie koc i poprawiła koszulę nocną w czarne kropki, która zsunęła się jej z ramienia. Odwróciła się z powrotem w stronę Alison, która właśnie zbierała się z podłogi i zdążyła się wyprostować, zanim do niej podeszła.
  - Nadal nie rozumiem, jak mam wam pomóc – westchnęła Kate, nawet nie starając się ukryć swojej bezsilności.
  - Możesz to zrobić – powiedziała z naciskiem druga. - I z pewnością zrobisz to lepiej niż ktokolwiek inny – dodała, kładąc dłoń na jej ramieniu. - Po pierwsze: znasz ją już bardzo długo, a po drugie: masz doświadczenie.
  Wszystko co mówiła było prawdą, a nie tylko byle jakimi argumentami, którymi mogłaby ją przekonać, ale wcale nie musiała. Jednak te dowody sprawiły, że pokiwała głową i wymieniła porozumiewawcze spojrzenie z Ali. Rudowłosa zdążyła się uspokoić i nie było po niej już widać, że płakała. No, może oprócz tych sińców pod oczami, ale to tylko skutek uboczny.

✖ ✖ ✖

  Louis zakończył połączenie z westchnieniem ulgi i wrócił na kanapę, na której siedziała Alex z niedowierzającym spojrzeniem wlepionym w niego. Zegar ścienny tykał głośno, zagłuszając szybkie bicie serca. Ustawiczne dźwięki mieszały się ze sobą, tworząc nierówny podkład do nienapisanej piosenki.
  - Czy... - zaczęła niepewnie, zwracając na siebie jego uwagę -  ...ona...
  - Tak – powiedział od razu, gdy zrozumiał. - Obiecała, ze przyjdzie jutro.
  Brunetka przygryzła wargi, kiwając głową, a na jej twarz znów wkroczyło niedowierzanie. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zamrugała kilkakrotnie.
  - Nie sądziłam, że jej studia z psychologii kiedyś pomogą i nam.