*Al*
Wręcz wbiegłam do domu przez nasilający się deszcz. Mogłam sobie odpuścić dzisiejsze bieganie. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i udałam się do kuchni. Wyjęłam butelkę wody i wypiłam wszystko. Oparłam się o blat i wzięłam kilka głębokich wdechów. Byłam zmęczona, mokra i wkurzona. Usiadłam na gładkiej powierzchni i pozwoliłam moim nogom swobodnie zwisać. Dotknęłam swoich włosów, które były całe przemoczone. Przekleństwo, które wydobyło się właśnie z moich ust odbiło się echem od ścian pomieszczenia. Jednym ruchem ściągnęłam sportowe buty. To samo zrobiłam z bluzą i rzuciłam ją jak najdalej od siebie. W tym momencie do kuchni weszła zaspana Natalie. Przeciągnęła się ziewając długo. Była jeszcze w piżamie, a jej włosy przypominały totalny nieład. Prawie podskoczyła w miejscu patrząc w moim kierunku.
- Co ty tu robisz? - spytała i przetarła oczy. - I czemu jesteś mokra?
Westchnęłam tylko nie chcąc jej tego wszystkiego tłumaczyć i zsunęłam się z blatu. Byłam już przy drzwiach, gdy zatrzymał mnie jej głos.
- Musimy porozmawiać – powiedziała poważnie i jak najbardziej przytomnie, a ja odwróciłam się patrząc na nią pytająco.
Wciągnęła szybko powietrze do swoich płuc i spuściła głowę podchodząc do lodówki. Opuściłam pomieszczenie i skierowałam się w stronę salonu. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie ignorując fakt, że moje spodnie mogą zmoczyć obicie siedzenia.
Miałam nadzieję, że Nat nie chce mi urządzać pogadanki jaka to ja jestem nieodpowiedzialna. W przeszłości te słowa, które do mnie powiedziała miały ogromne znaczenie. Można było się spodziewać wszystkiego. A już zwłaszcza tych najgorszych rzeczy. Ale biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy dorosłe, a ona jest moją współlokatorką i przyjaciółką, chyba nie powinnam się bać. A może tylko mi się tak wydaje?
Weszła ciągnąc nogi na sobą. Jedno spojrzenie na jej twarz wyjaśniło wszystko. Łzy lały się ciurkiem z jej czerwonych oczu. Próbowała to zatuszować zasłaniając się rękami, ale było już za późno. Podniosłam się szybko i podchodząc do niej przytuliłam ją. Nic nie rozumiałam. To nie było do niej podobne. Zawsze była najbardziej roześmianą dziewczyną z nas i nie płakała, chyba że miała jakiś konkretny powód, a nie jakieś byle co. Coś się stało i trzeba jej jakoś pomóc, nieważne jak ogromnego poświęcenia by to wymagało.
- Co się stało? - zapytałam cicho.
Wyplątała się z mojego uścisku i spuściła głowę, co chwila pociągając nosem. Po jej minie sądząc starała się uporządkować myśli i przekazać mi to w jakiś sensowny sposób. Podniosła na mnie smutny wzrok.
- Al, ja... - urwała, a jej oddech stał się płytszy. - Ja musiałam to zrobić.
- Ale co? - starałam się brzmieć spokojnie, ale dziwne uczucie we mnie mi w tym przeszkadzało.
Nie wiem co to było. Może złość, smutek i niewyobrażalna empatia połączone razem nie pozwalające mi zostawić tego na pastwę losu?
- To przeze mnie on płakał – mówiła z grymasem na twarzy patrząc w podłogę. - Przeze mnie... Jak mogłam być taka głupia?! - złapała się za głowę i minęła mnie siadając na kanapie. - Jak mogłam być taka samolubna?! Przecież on też ma uczucia... - po tym ostatnim rozpłakała się na dobre.
Usiadłam obok niej i objęłam ją ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziałam niepewnie wiedząc, że pewnie i tak ją to nie pocieszy.
- Nic nie będzie dobrze! - krzyknęła i wstała po czym wbiegła po schodach na górę.
Usłyszałam jeszcze trzask drzwi i nastała głucha cisza.
~*~
- Jest ktoś w tym domu?! - krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam oczekując, że może chociaż tym razem ktoś mnie usłyszy.
Oni się ze mną bawią w jakąś grę i specjalnie nie wychodzą. Już sobie to wyobrażam. Pewnie Lou się aż wyrywa do drzwi, ale ktoś go przytrzymuje, żebym się nie zorientowała, że ktoś ten ich głupi plan wcielił w życie. Jednak wbrew moim przypuszczeniom za chwilę ze schodów zbiegła Alex ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy, a zaraz za nią Niall.
- Coś się stało? - zapytał Horan i wsadził dłoń do kieszeni spodni.
- Dobrze, że tu jesteś – powiedziałam i zaciągnęłam go na drugi koniec pokoju. - Powiedz Alex kim ona jest – szepnęłam mu na ucho, a on był jeszcze bardziej zdziwiony niż na początku. - Nie mów, że nie wiesz o kogo chodzi – odparłam retorycznie.
Przyglądał mi się przez chwilę, ale zaraz się ogarnął i z jego ust wydobyło się długie 'Aaaaaaaaa'.
- Ok – powiedział już normalnie i usiadł na kanapie zapraszając gestem ręki Alex, aby zajęła miejsce obok niego.
Zrobiła to z wielką przyjemnością i z uśmiechem oparła się o jego ciało. Ja w tym czasie opadłam na mój ulubiony fotel i oczekiwałam przebiegu wydarzeń.
- No dawaj Nialler – powiedziałam. - Czekamy z niecierpliwością.
- Ale na co czekamy? - spytała zdezorientowana Alex.
- Pamiętasz tą dziewczynę sprzed kwiaciarni, którą widziała Natalie razem z Niallem? - odezwałam się nakierowując rozmowę na dobre tory.
- No, a co z nią?
- Bo wiesz kochanie – zwrócił się do niej Horan. - Ona mi pomaga coś zorganizować. Coś bardzo ważnego. I mogę się założyć, że będzie ci się to podobać.
- Już mi się to nie podoba. Masz mi powiedzieć o co chodzi – upierała się co powodowało coraz większy uśmiech na twarzy Irlandczyka.
- A może jeszcze nie teraz? - spytał mnie z niemal błagalną miną.
- Nie! - krzyczała Alex. - Teraz, teraz, teraz!
- Hmm.. - udałam, że się zastanawiam. - Okej.
- To nie fair! Dlaczego nie teraz?
- Jeszcze mamy trochę czasu – powiedział Niall i poczochrał jej włosy.
Na to ona strzeliła przysłowiowego focha.
- Nie odzywam się do was – oznajmiła, a my wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Z czego się śmiejemy? - zapytał Harry, który właśnie pojawił się w salonie.
*Natalie*
Nie wiem czemu jej tego nie powiedziałam. Może się bałam? Ale w takim razie czego? Że mnie nie zrozumie? Na pewno by zrozumiała. Więc co mnie zatrzymało? Chciałam komuś o wszystkim opowiedzieć. Pozbyć się tego ciężaru z serca. Nie potrafiłam. Nie umiałam. Powinnam wziąć się w garść. Nie mogę załamać się całkowicie.
Podniosłam się z wygodnego łóżka. Przeszłam całą długość pokoju i zatrzymałam się przez szafką z ciemnego drewna. Otworzyłam zamykane przez długi czas drzwiczki i popatrzyłam na zawartość, która leżała na trzech półkach. Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie kilku lat wstecz kiedy to dzięki temu udało mi się zapomnieć o tych najgorszych chwilach, przez które wylewałam nocami w poduszki ogromne ilości łez. Westchnęłam i przejechałam jeszcze raz wzrokiem po opakowaniach. Sięgnęłam po jedno ze środkowej półki i zaczęłam czytać etykietę. Małe, białe, okrągłe pudełeczko, a na nim wielki, kolorowy napis. Z drugiej strony drukowanymi literami ostrzeżenie: NIE PRZYJMOWAĆ W DUŻYCH ILOŚCIACH! Zaśmiałam się cicho i odkręciłam pokrywkę. Wysypałam na dłoń kilkanaście jasnych tabletek i przyjrzałam im się.
- Witam z powrotem – szepnęłam.
Odłożyłam na biurko opakowanie. Odwróciłam się w stronę drzwi i rzuciłam w nie wszystko co miałam w dłoni. Tabletki odbiły się o płaską powierzchnię powodując ciche stukanie i spadły na panele. Ja również osunęłam się na nie i szybko oddychałam. Chwyciłam kosmyki moich włosów i pociągnęłam je, a do moich oczu napłynęły łzy. Znów te słone krople oznaczające moją przegraną. Nienawidziłam ich. Dopiero co się z tego wygrzebałam, a brnę w to z powrotem.
Poderwałam się z chłodnej podłogi i kopnęłam w obicie łóżka. Nawet mnie nie zabolało. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę schodów. Zbiegłam po nich szybko i już spokojniejsza weszłam do salonu, w którym siedzieli: Al, Louis, Alex, Niall i... Harry.
Wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Starałam się unikać tego najbardziej natarczywego i gapiłam się jak głupia w podłogę. Usiadłam na jedynym wolnym fotelu i założyłam ręce na piersi. Nadal nie chciałam łapać z nikim jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego. Siedziałam tak po prostu i patrzyłam na swoje kolana. Po co ja tu przychodziłam? Chciałam chyba mieć jakieś towarzystwo. Coś co odciągnęło by moje myśli od tych cholernych tabletek. Więc czemu się wstydzę?
Podniosłam głowę i zrozumiałam, że coś tu się zmieniło. W pomieszczeniu były już tylko dwie osoby. Ja i Harry. Patrzył się na mnie, a jego twarz wyrażała jedynie ból. Wbijał mocno swoje paznokcie w oparcia swojego fotela naprzeciwko mnie. Trwaliśmy w tej ciszy przez dłuższy czas. Już nawet straciłam rachubę. Po tych kilkunastu minutach wstałam ciągle patrząc w te jego zabójczo piękne, zielone tęczówki. Wydawało mi się, że stały się jeszcze piękniejsze od ostatniego razu kiedy widziałam je z tak bliska... Stop. Nie powinnam tak myśleć. Nie jeśli chcę o nim zapomnieć. Przynajmniej w znaczeniu „chłopaka”.
Powtórzył mój ruch i lustrował mnie wzrokiem z mojego poziomu. Dzieliło nas kilka kroków. Mógł pokonać tę odległość w jedną chwilę. Tego się właśnie najbardziej obawiałam. Poczułam, że moje oczy zaczynają się robić mokre. Dlaczego teraz? Nie mogłam pokazać mu, że jest mi smutno. Musiałam być silna i udowodnić jemu, ale również sobie, że jestem silna. Powstrzymałam słone krople od wypłynięcia na suchą powierzchnię moich policzków. Ostatni raz spojrzałam na chłopaka z burzą loków na głowie i już chciałam odejść, ale on podszedł do mnie tak, że dzieliło nas może kilka centymetrów wolnej przestrzeni. Próbowałam się kontrolować, ale moje ciało pragnęło jego bliskości. Przysunęłam się jeszcze bliżej, a między nami nie było już bezpiecznej granicy. Czułam jego słodki oddech na swoich ustach. Za chwilę złożył na nich wytęskniony pocałunek. Przez pierwsze chwile oddawałam go z równym zaangażowaniem, ale zebrałam w sobie jakieś resztki sił i oderwałam się od niego. Mój oddech był nadal bardzo szybki i płytki. Styles był zdezorientowany i patrzył na mnie jakby miał mnie już na zawsze stracić. Nie tracąc więcej czasu odwróciłam się od niego i wbiegłam na górę po czym zamknęłam się w swoim pokoju przekręcając kluczyk i osuwając się po drzwiach na podłogę. Nie widziałam już zbyt wiele, bo łzy zasłaniały mi obraz. Usłyszałam czyjeś kroki dochodzące z garderoby. Po chwili stały się szybsze i poczułam jak ktoś obejmuje mnie i trzyma w mocnym uścisku. Zaciągnęłam się zapachem perfum tej osoby. Tylko jeden chłopak tak pachnie. Liam.
- Już cicho kochanie... - szeptał do mnie kołysząc mną delikatnie. - Spokojnie... Jestem tu...
Więcej nie słyszałam, bo odpłynęłam. Zasnęłam w jego ramionach ukojona cichym tykaniem zegarka i jego piękną obecnością. I pomyśleć, że przed chwilą zmagałam się z własnym rozerwanym sercem, które teraz jest spokojniejsze niż kiedykolwiek.
Welcome back... my friends.
________________________________________
PRZEPRASZAM , PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM!
Długo nie dodawałam rozdziału, gdyż nie miałam kompletnie pomysłu jak się za niego zabrać i co w nim napisać, ale też miałam ograniczony dostęp do komputera i nie miałam jak pisać, więc PRZEPRASZAM !! Ale mam nadzieję, że się na mnie nie obraziliście czy coś, bo to naprawdę nie zależało TYLKO ode mnie :)
Mówcie , jak wam się podoba ten rozdział i ogólnie całe opowiadanie, bo nawet najdrobniejszy komentarz bardzo bardzo bardzo cieszy :D
I jeśli chcecie być informowani na tt możecie zostawiać swoje nicki w komentarzach :D
Jeszcze raz PRZEPRASZAM i liczę na jakieś opinie od was :3
Kocham waaaaas *.* ..♥
Awww.. ♥ Piękny rozdział . Chyba najlepszy jak dotąd . ^^ Ale smuuutny . ;'(
OdpowiedzUsuńWięcej takich rozdziałów tylko o wiele weselszych ;) Jak zawsze genialny . A ja jak zwykle niecierpliwa :P Dodawaj następne
OdpowiedzUsuńPrzepiekny
OdpowiedzUsuńProszę cię pisz szybko następny . świetne <3
OdpowiedzUsuń