wtorek, 30 lipca 2013

10/07 . - Dasz wiarę .?

*Natalie*

- Ma pani jakieś specjalne zamówienia? - spytała mnie teatralnym głosem Alex.
- Myślę, że poproszę tylko o zwykłą czerwień – odparłam obojętnie, a ona wstała i wróciła z dwoma buteleczkami czerwonego lakieru do paznokci.
Zajęła swoje wcześniejsze miejsce i odkręciła lakier, a jego silna woń uderzyła w moje nozdrza. Kazała mi podać swoją rękę, a ja uczyniłam to udając jakąś księżniczkę.
- No to zaczynamy, milady – powiedziała i wybuchnęła śmiechem, a ja się tylko lekko uśmiechnęłam.
Nadal byłam przybita i nawet wygłupy z przyjaciółkami nie potrafiły poprawić całkowicie mojego humoru. Starałam się jednak stwarzać pozory rozbawionej każdym żartem i śmieszną sytuacją, lecz jedynym na co było mnie stać był właśnie ten niemrawy zarys uśmiechu. Alex chciała jakoś zapełnić mi czas i postanowiła, że przyda mi się fajny manicure. Nie miałam nic przeciwko. Wolałam spędzić dzień z dziewczynami niż cały przesiedzieć w pokoju i wypłakiwać oczy. Chociaż może to nie taki zły pomysł...
Patrząc na te nasze wspólne „nudy” zaczynają mnie naprawdę wkurzać. Rozumiem, że chcą dla mnie jak najlepiej i odwracają w ten sposób moją uwagę od użalania się nad sobą, ale naprawdę... Każdemu jest to czasem potrzebne. Obiecuję, że jeśli skończą mnie niańczyć zaszyję się w swoim przytulnym pokoiku i porządnie przemyślę to wszystko. Może nawet uda mi się przypomnieć dawne czasy...
- No i gotowe! - wykrzyknęła uradowana dziewczyna przez co ja aż podskoczyłam na fotelu. Ona zaśmiała się cicho i dodała. - Tylko poczekaj, żeby wyschło.
Przytaknęłam i prawa strona moich ust drgnęła próbując przywołać uśmiech. Jednak bezskutecznie. Przypatrywałam się moim pomalowanym paznokciom. Mogę przyznać, że bardzo dobrze je zrobiła. Mogłaby być kosmetyczką...
- Dasz wiarę, że jeszcze dwa lata temu nie potrafiłam pomalować nawet jednego bez wyjścia za krawędź? - wspominała, a ja podniosłam wzrok znad swoich rąk i spojrzałam na nią. - Ty byś tak nie umiała – powiedziała z chytrym uśmieszkiem i zebrała wszystkie pojemniczki i wyszła z pomieszczenia.
Miałam szansę uciec, ale coś kazało mi zostać. Moja podświadomość nakazywała mi siedzieć w tym fotelu i czekać na coś.
W tym momencie do salonu weszła ze spuszczoną głową Al. Zapomniałam, że całkiem ją olałam i na dodatek kilka dni temu porządnie się na nią wydarłam. Nie widywałam jej całymi dniami. Rano jak to miała w zwyczaju wychodziła biegać. Ostatni raz spotkałam ją na śniadaniu tego feralnego dnia naszej kłótni, ale przez kolejne dni nie było jej w domu do samego wieczora. Przychodziła późno i szła od razu do swojej sypialni. To dziwne, że mieszkasz z kimś pod jednym dachem i nawet nie wiesz gdzie wychodzi. Takim sposobem widzę ją pierwszy raz od tamtego czasu.
Usiadła na wielkim narożniku naprzeciwko mnie i podniosła na mnie swój wzrok. Mogłam stwierdzić, że się zmieniła. Nie taką Al pamiętałam. Tamta miała zawsze rozpuszczone, długie brązowe włosy, brak jakiegokolwiek makijażu, który był jej zwyczajnie zbędny i co najważniejsze – zawsze miała na nogach rurki. Nieważne czy były dżinsowe, czerwone czy w kratkę. Zmiany, jaką u niej zauważyłam, nigdy bym się po niej nie spodziewała.
Na twarz opadały jej pojedyncze kosmyki rudych włosów. Jej rzęsy były wydłużone, a na ustach spoczywała czerwona szminka. Miała założone na piersiach ręce, pod którymi marszczyła się kwiecista, biała sukienka.
Patrzyła na mnie spod wielkich czarnych kujonek, a jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Zastanawiałam się nad czym tak uporczywie myślała. Jej usta uformowały się w tak zwany dzióbek, a jedna powieka opadła. Zaraz swoją słodką minkę wymieniła na najszczerszy uśmiech jaki w życiu widziałam. Chyba właśnie w taki sposób się z nią pogodziłam.
- Nat, ty się uśmiechasz?! - spytała zdziwiona, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, że naprawdę poprawił mi się humor.
Spuściłam głowę i przygryzłam dolną wargę. Dziewczyna podeszła do mnie i przykucnęła przy moim fotelu. Spojrzałam na nią i wypowiedziałam na głos jedyną myśl jaka mi przyszła w tej chwili do głowy.
- Czemu ty masz do cholery rude włosy? - spytałam spod podniesionych brwi.
Ona wstała i znów skrzyżowała ręce.
- To długa historia... - powiedziała wymijająco i uśmiechnęła się sztucznie.
Rozległo się głośne uderzenie dobiegające ze schodów, a później przekleństwo.

*Al*

Gdy tam weszłam zobaczyłam Natalie siedzącą na fotelu wpatrzoną w swoje ręce. Musiała mnie usłyszeć, bo podniosła swój wzrok i wlepiła go we mnie. Nie chciałam dzielić go z nią, więc wpatrywałam się w podłogę. Usiadłam naprzeciwko niej i zdecydowałam się wreszcie na nią spojrzeć. To dziwne co dostrzegłam w jej oczach. Nie była wkurzona. Raczej wyglądała jak „Kim ty do cholery jesteś?!”. Zrobiłam śmieszną minkę i uśmiechnęłam się do niej, bo już nie mogłam wytrzymać tej ciszy. O dziwo odwzajemniła mój gest, a z tego co wiem ostatnimi czasy ma lekką depresję, więc zdziwiłam się , że udało mi się wycisnąć z niej jakieś pozytywne uczucia.
- Nat, ty się uśmiechasz?! - na moje słowa spuściła głowę śmiejąc się z samej siebie.
Podeszłam do niej, a ona znów popatrzyła na mnie z tą swoją miną.
- Czemu ty masz do cholery rude włosy?! - słowa wypadły z jej ust – pierwsze słyszane przeze mnie od kilku dni.
Wyprostowałam się i zaczęłam chodzić w tę i z powrotem po pomieszczeniu. Sama nie wiem po co się zafarbowałam. Chciałam jakiejś natychmiastowej zmiany, jakiegoś oderwania się od codzienności, stylu i osobowości. Jeszcze miesiąc temu sama bym nie pomyślała, że tak po prostu założę sukienkę, zrobię sobie permanentny makijaż i zostanę rudzielcem. Jednak pozory mylą. Znalazłam sobie pracę w marketingu i teraz praktycznie cały dzień nie ma mnie w domu, a jak już przyjdę padam na łóżko i od razu zasypiam. Chciałam to teraz mam.
- To długa historia – odparłam tylko i usłyszałam łoskot na schodach i bardzo dobrze mi znany głos.
Pokręciłam głową z politowaniem i poszłam w stronę hałasu. Z podłogi uśmiechał się do mnie leżący na brzuchu Louis.
- Kochanie, mogę wiedzieć co ty wyprawiasz? - spytałam uśmiechając się do niego z rozbawieniem.
- W tej chwili patrzę na ciebie, skarbie – powiedział i zaczął się niezdarnie podnosić z paneli.
Pomogłam mu chwytając go pod ramię. Dzięki jego krótkim spodenkom było widać nie najlepiej wyglądające, krwawiące miejsce na prawym kolanie. Na podłodze, w miejscu jego upadku, zostały jeszcze pojedyncze kropelki krwi. Wciągnęłam ze świstem powietrze i padłam na kolana oglądając jego ranę.
- Oh... - wydostało się tylko z moich ust, gdy delikatnie przejechałam palcem po przeciętej skórze.
- Nic mi nie jest, kochanie – powiedział Lou, a ja spojrzałam na niego wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu i podniosłam się przykładając dłoń do jego torsu.
- Idź do salonu i usiądź, a ja zaraz przyjdę – oznajmiłam i cmoknęłam go w usta, po czym udałam się do kuchni po opatrunek i wodę utlenioną.
Wróciłam do domowników i od razu zabrałam się za opatrywanie tej przeklętej rany na kolanie. Louis siedział posłusznie i czekał aż skończę.
- Nat, może poszłabyś dzisiaj ze mną pobiegać po południu? - zaproponowałam zerkając przelotnie na dziewczynę, która nie zmieniła swojej pozycji.
- Jasne, czemu nie... - rzuciła, ale już bez większego entuzjazmu.
Skończyłam przemywać stłuczone kolano Lou, a on nawet raz nie zasyczał. Zapewne chciał mi pokazać, że jest silny i wytrzyma to piekło. Przykleiłam do rany średnich rozmiarów opatrunek i wstałam z dywanu roztrzepując włosy chłopaka wolną ręką. Uśmiechnął się do mnie promiennie i przesłał w powietrzu całusa. Udałam, że go łapię i przytwierdzam sobie do ust, po czym roześmiana odniosłam zabrane przeze mnie zapasy apteczki i wróciłam do salonu. Po drodze przejrzałam się w lustrze, które zajmowało prawię całą powierzchnię ściany i gdy stwierdziłam, że wszystko jest ok opadłam na kanapę obok swojego narzeczonego.
Przyzwyczaiłam się już tak go nazywać, chociaż na początku miałam z tym trudności. Wiele razy chłopaki śmiali się ze mnie, że wcale nie chcę za niego wychodzić, ale i ja i Louis odpowiadaliśmy im zawsze tym samym morderczym spojrzeniem i dawali sobie wreszcie spokój.
Poczułam jak Lou składa na czubku mojej głowy delikatny pocałunek. Oparłam się o niego i bawiłam się jego palcami, by w końcu spleść je ze swoimi. Chłopak zamruczał cicho nadal z ustami w moich włosach, a ja zaśmiałam się krótko.
- Tomlinson, nie przeginaj – powiedziałam ostrzegającym tonem zakładając nogę na nogę.
- No i widzisz, Nat – odezwał się patrząc na dziewczynę. - Z rudym się nie dogadasz – parsknął śmiechem.
Wyplątałam swoją dłoń z uścisku i założyłam ręce na piersi strzelając przysłowiowego focha. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę zadzierając ją do góry.
- Ej, kochanie, nie gniewaj się – powiedział czułym głosem przytulając się do mojego ramienia.
Poczułam przyjemne ciepło rozlewające się po moim ciele poczynając od miejsca dotyku jego skóry sięgając nawet do bijącego ze zdwojoną szybkością serca. Nie potrafiłabym się na niego obrazić. Ma to w swojej naturze, że zaraża wszystkich dobrym humorem i miłością do innych ludzi. Gdy to właśnie ciebie obdarza tym uczuciem najbardziej, nie możesz tego nie odwzajemnić.
Odwróciłam się do niego i wtuliłam w jego ciało. Szybko odwzajemnił mój gest i mogłam być pewna, że się uśmiecha. Dlatego, że jest dumny z tego, że znów przechytrzył mnie swoim urokiem.
- Widzisz co moja piękna narzeczona ze sobą zrobiła? - zapytał retorycznie Natalie. - Zmieniła swój styl, który był naprawdę niesamowity, na coś, co też mi się podoba. Ale nadal będę twierdził, że najpiękniejsza była jako ta naturalna Al. Moja Al.
Podczas jego przemowy najpierw spłonęłam rumieńcem, a później w oku zakręciła mi się łezka. Oczywiście ani jednego ani drugiego Louis nie był w stanie zauważyć, ponieważ chowałam twarz w jego niejedynej w kolekcji, koszulce w wąskie, granatowe paski.

*Natalie*

Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Szybkim krokiem podeszłam do szafeczki wiszącej naprzeciwko drzwi, obok okna. Zaczęłam przeszukiwać półki szukając potrzebnego opakowania i gdy wreszcie go znalazłam, odkręciłam białą pokrywkę i wysypałam na dłoń trzy tabletki. Patrzyłam na nie przez chwilę i wsypałam wszystkie naraz do ust. Połknęłam je i podeszłam do ściany. Uderzyłam w nią kilka razy pięścią i oparłam się czołem o gładką powierzchnię. Oparłam się o nią plecami i zjechałam w dół siadając na jasnych panelach.
Usłyszałam, że ktoś dobija się do drzwi. Na początku to ignorowałam, ale stukanie nie dawało spokoju i zaczynało mnie wkurzać, więc podniosłam się i przekręciłam kluczyk w zamku, po czym nacisnęłam klamkę. Do pokoju wpadł Liam i od razu dopadł mnie i chwycił mnie za ramiona. Nie zadał mi żadnego pytania. Po prostu mnie do siebie przytulił. Ten jeden mały gest znaczył dla mnie wiele. Poczułam jak uśmiech wkrada się na moją twarz, ale zaraz znika. Zżerały mnie wyrzuty sumienia. Obiecałam mu, że nigdy do tego nie wrócę i go zawiodłam.
W pewnej chwili zrobiło mi się strasznie smutno i zacieśniłam uścisk na jego ciele. Przeczesywał palcami moje włosy chcąc mnie uspokoić. Nawet mu to wychodziło, bo byłam przyzwyczajona do jego kojącego dotyku.
Odsunął się ode mnie niechętnie i ujął moją bladą twarz w swoje dłonie. Patrzył mi przez dłuższą chwilę w oczy, a ja zdążyłam zatopić się w tych czekoladowych tęczówkach. Kochałam w nie patrzeć i mogłam to robić dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Zmniejszył odległość między nami składając na moich ustach delikatny i czuły pocałunek. Całkowicie się mu oddałam zapominając o wszystkich problemach.
Sama nie wiem po co lekko uchyliłam powiekę i zobaczyłam, że w otwartych na oścież drzwiach stoi Harry z bólem wymalowanym na twarzy. Patrzył na nas jeszcze chwilę i odszedł spuszczając głowę, a na podłogę spadła jedna łza. Byłam zbyt zaskoczona by interesować się Liamem i po prostu zastygłam w bezruchu. On spojrzał na mnie zaskoczony i odwrócił się do tyłu, lecz nie zobaczył nic, co mogłoby wzbudzić jego podejrzenia. Wrócił wzrokiem do moich oczu i przejechał kciukiem po moim policzku.
- Bądź silna – wyszeptał i odsunął się kilka kroków w tył. - Chociaż dla mnie – po tych słowach opuścił pokój, a ja stałam chwilę w miejscu, ale zaraz się ocknęłam i pobiegłam za nim.
Zeszłam po schodach na dół, ale nigdzie go nie było. Usłyszałam trzask drzwi wejściowych i zrozumiałam, że wyszedł.

~*~

Wyszłyśmy razem z Al z domu, ubrane w sportowy strój i zmierzałyśmy – na razie – powolnym krokiem w stronę domu naszych przyjaciółek. Pomyślałyśmy, że fajnie by było wyjść też z nimi, bo już dawno się nie widziałyśmy, a każdemu jest potrzebne trochę ruchu.
Najpierw dotarłyśmy pod dom Ann, która nadal nie chciała się do nas przeprowadzić z tylko dla niej ważnych szczegółów.
Al wbiegła po schodach i zadzwoniła do drzwi, po czym zeszła kilka schodków niżej, a ja dołączyłam do niej. Otworzyła nam wysoka brunetka gotowa już do biegu. Zabrała z półki klucze i wyszła na zewnątrz, po czym zamknęła ogromne drewniane drzwi. Przytuliła nas po kolei i uśmiechnęła się promiennie.
- Zabieramy jeszcze kogoś? - spytała, lecz zanim zdążyłyśmy jej odpowiedzieć z jej ust wypadło jeszcze jedno pytanie. - Czemu nie ma Alex?
- Stwierdziła, że „nie będzie jej się chciało latać za nami po całym mieście” i została sama w domu, bo chłopaki pojechali na jakiś wywiad – poinformowała ją Al.
- Zachodzimy jeszcze po Kate, ale ona o tym nie wie – powiedziałam wypranym z emocji głosem i zaczęłam iść w kierunku domu blondynki.

*Kate*

Usłyszałam dzwonek do drzwi, więc szybko podniosłam się z kanapy i wyłączyłam z pilota telewizor. Wyjrzałam przez wizjer kto zaszczycił mnie swoją obecnością i zobaczyłam Al. Z uśmiechem przekręciłam zamki i pociągnęłam za klamkę stając naprzeciw wysokiej brunetki.
- Cześć! - przywitałam się radośnie i przytuliłam ją na powitanie. - Co cię do mnie sprowadza światowa sławo? - spytałam śmiejąc się.
- Przyszłyśmy cię wyciągnąć na bieganie – oznajmiła dziewczyna i odsunęła się na bok, więc mogłam zobaczyć Natalie i jeszcze jedną osobę. Nie była to jednak Alex.
Mogłam być pewna, że już kiedyś ją widziałam. Te same długie, brązowe włosy i przenikliwe spojrzenie.
Kiedyś miałam wielu wrogów, chociaż starałam się nie zwracać na nich uwagi. Była jedna dziewczyna, za którą nie przepadałam jednak przyzwyczaiłam się do jej towarzystwa i stała mi się obojętna. To była właśnie ona.
Al zawołała ją, aby podeszła do nas bliżej. Stanęła przede mną z uśmiechem na ustach chyba nie do końca wiedząc kim jestem.
- Kate, to jest Ann – zwróciła się do mnie moja przyjaciółka wyrywając mnie z zamyślenia. - Jest dziewczyną Zayna – dodała, a brunetka podała mi dłoń, którą z przymusu uścisnęłam.
- Jestem Kate – powiedziałam siląc się na uśmiech. - Można powiedzieć, że przyjaciółka domu.
Dziewczyna popatrzyła na mnie dziwnie i wycofała się.
- To jak, idziesz z nami, Katie? - spytała mnie Al, a ja zawahałam się chwilę.
- Nie, wiesz, mam dużo roboty w domu – powiedziałam pierwszą wymówkę jaka przyszła mi do głowy jąkając się. - Może kiedy indziej – uśmiechnęłam się pocieszająco i zniknęłam za jasną drewnianą powłoką.
Wzięłam kilka głębokich wdechów i wróciłam na kanapę z powrotem włączając telewizor.


I really need help...


_________________________________________


Liczę na jakieś opinie za tak długi rozdział ;dd

Pozdrawiam was wszystkich kochani i życzę udanych wakacji. Mam nadzieję, że was nie przeraża wizja jeszcze tylko miesiąca wolnego ( !! )

Kocham was i zapraszam też na blog, który prowadzę razem z przyjaciółką :)
Znajdziecie go tu .♥ bądź w zakładce na górze ;)

Do następnego ..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz