Wyjrzałam przez okno, które było już zaparowane od mojego ciągłego oddechu. Przetarłam szybę skrawkiem swojego szarego swetra i na powrót wlepiłam wzrok w horyzont. Zaczynało się robić jasno, lecz Słońce jeszcze nie wzeszło. Lekka poświata na skraju nieba i powierzchni ziemi dodawała temu porankowi uroku. W innych okolicznościach uznałabym to za najpiękniejsze zjawisko na świecie, ale w tym momencie nie potrafiłam.
Myślałam o wydarzeniach z poprzednich dni. Najchętniej puściłabym wszystkie w zapomnienie. Uciekłabym od prześladujących mnie wyrzutów sumienia i niechcianego żalu. Wróciłabym do swoich wcześniejszych przyzwyczajeń i nie spędzałabym każdego ranka przesiadując na parapecie w swoim pokoju. Jednak stało się to moim codziennym rytuałem i gdy tylko się obudzę siadam tu i czekam na wschód Słońca. Dzięki temu czuję się choć w małym stopniu rozluźniona i spokojna. Jednak wtedy przypominam sobie dlaczego tutaj siedzę. Moje myśli zaprząta wtedy wizja skrzywdzonych przeze mnie ludzi, a zwłaszcza tego jednego...
Codziennie zadaję sobie pytanie: 'Czy musiałam to zrobić?'. Czy musiałam zrywać między nami wszystko to, co udało nam się wybudować? Musiałam wszystko psuć? Zabrnęłam za daleko i gdybym zwlekała dłużej, byłoby jeszcze gorzej. Nie miałam serca przerywać tego na samym początku. Później zaczęłam angażować się w ten związek coraz bardziej, aż w końcu doszło do tego, że nie wyobrażałam sobie, że to mogłoby się kiedyś skończyć. Jednak się skończyło. I to wszystko z mojej winy.
Usłyszałam za sobą cichy szmer i delikatne skrzypienie. Odwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku i zobaczyłam, że Liam kręci się niespokojnie na łóżku, bezradnie szukając na nim mnie. Przetarł swoje zaspane oczy i ziewnął przeciągle. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja westchnęłam i wróciłam do oglądania Słońca, które powoli zaczynało się wyłaniać.
- Dzień dobry – głos bruneta dobiegł do moich uszu, a ja przymknęłam na moment oczy. - Kochanie, chodź jeszcze spać. Jest dopiero wpół do piątej – mówił spokojnie.
Nadal siedziałam niewzruszona i oglądałam zmieniające kolor bezchmurne niebo. Obserwowałam poranne zmiany, które znałam już na pamięć.
Nastąpiło ponowne skrzypnięcie, ale tym razem krótsze. Poczułam czyjś dotyk na skórze swojego ramienia, z którego zdążył zsunąć się mój sweter. Wszystko, co się działo docierało do mnie powoli, więc wzdrygnęłam się, myśląc, że to może być ktokolwiek inny tylko nie Liam. Szybko odsunął rękę. Spojrzałam na niego i od razu zrobiło mi się go żal. Patrzył na mnie z niewiarygodną troską, ale nie wyciągnął ponownie dłoni w moją stronę. Wyglądało to, jakby bał się, że ja wcale nie chcę go teraz przy sobie. Jakby bał się, że może mnie skrzywdzić. Spuścił głowę zasmucony i zaczął bawić się swoimi palcami. Zsunęłam się z parapetu i stanęłam naprzeciwko niego. Nadal nie obdarzał mnie swoim spojrzeniem. Jego ciemnobrązowe włosy porozrzucane były we wszystkie strony, a klatka piersiowa unosiła się niespokojnie. Brak koszulki pozwalał mi podziwiać jego pięknie wyrzeźbiony tors. Zanim zdążyłam się ogarnąć moja ręka powędrowała do jego ramienia i spoczęła na nim.
- Przepraszam – wyszeptał powoli podnosząc głowę. - Ja nie chciałem cię... - nie dokończył, bo zamknęłam jego usta w delikatnym pocałunku. Oddawał go z desperacją jakiej nigdy u niego nie widziałam. Chciałam pokazać mu, jak bardzo go kocham i jak mi na nim zależy. Nie mogłam patrzeć na niego, gdy był smutny.
Oparłam o siebie nasze czoła i popatrzyłam mu prosto w jego czekoladowe tęczówki.
- To nie twoja wina – powiedziałam cicho, by ta odpowiedź była wystarczająca na wszystkie jego pytania.
Wyminęłam go i zmierzając powolnym krokiem w stronę drzwi, wyszłam z pokoju zostawiając go samego i zdezorientowanego.
*Al*
Zwlokłam się z łóżka odgarniając ze swojego ciała ramiona Louisa i pobiegłam do łazienki. Stanęłam naprzeciw wielkiego lustra pokrywającego całą ścianę i przyjrzałam się sobie. Długie, rude - do tego potargane aktualnie – włosy zaczynały mnie powoli wkurzać. Chwyciłam za szczotkę i rozczesałam pasma doprowadzając je nieco do ładu. Na powrót wtopiłam wzrok w swoją twarz i przechyliłam głowę na prawą stronę. W sumie nie było tak źle. Ochlapałam twarz wodą i odwróciłam się, aby sięgnąć po ręcznik, gdy przede mną znikąd wyrosła sylwetka Lou. Wpadłam na niego i zapewne bym upadła, gdyby mnie w porę nie złapał. Oparłam się dłońmi o jego tors i spuściłam głowę nie chcąc by zobaczył jak wstydzę się swojej niezdarności. Moje policzki oblał szkarłatny rumieniec, co spowodowało jego melodyjny śmiech roznoszący się po pomieszczeniu. Objął mnie rękami w talii przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie.
- Dzień dobry, skarbie – szepnął mi do ucha po czym przycisnął wargi do mojego czoła. Podniosłam na niego swój zaspany, ale i uradowany wzrok, a na jego twarz od razu wkradł się uśmiech. Uderzyłam pięścią w jego klatkę piersiową, przez co zaśmiał się ponownie.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi naszego pokoju. Wyszłam pospiesznie z łazienki chcąc jak najprędzej dowiedzieć się kto odwiedził nas o tak wczesnej porze. Lou objął mnie ramionami od tyłu i już razem z nim za plecami otworzyłam matowe drzwi.
*Harry*
Tej nocy nie mogłem zasnąć. Na sercu ciążyło mi to samo uczucie co przez kilka poprzednich dni - ból. Nie sądziłem, że mógłbym kiedyś tak cierpieć z miłości do jakiejś osoby. Na dodatek do niewłaściwej osoby.
Sam się w to wpakowałem zapraszając ją wtedy do siebie do domu. Była jeszcze niczego nieświadoma, lecz gdy doszło do niej, że chciałaby oderwać się od tego wszystkiego, zgodziła się przenocować u mnie. Później przychodziła tu prawie codziennie, lecz nie zostawała na noc nie chcąc, by jej chłopak zaczął coś podejrzewać.
Była dla mnie idealna pod każdym względem i nigdy nie mogłem oderwać od niej swojego natarczywego wzroku. Spędzała ze mną bardzo dużo czasu i z dnia na dzień była mi coraz bliższa. Pamiętam jej uśmiechniętą minę za każdym razem, gdy stawała w progu moich drzwi. Jednak najzabawniejsza była kiedy nie potrafiła wyrazić czegoś za pomocą słów. Zacinała się i wykonywała chaotyczne ruchy rękami powodując mój głośny śmiech. Często rumieniła się też, co sprawiało, że była jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj.
Tak było i wtedy, gdy przyszła, a cały mój świat wywrócił się do góry nogami.
Nacisnąłem na klamkę i beżowe drzwi wejściowe ustąpiły przejścia blondynce. Uśmiechała się do mnie, a ja nie czekając dłużej pozwoliłem wpaść jej w swoje ramiona otulając ją dokładnie. Przyłożyła policzek do mojego torsu zasłoniętego aktualnie przez czarny t-shirt z logo Guns'n'Roses i rozpiętą koszulę w ciemnoczerwoną kartę. Jej ręce oplotły moje plecy, przez które momentalnie przeszedł przyjemny dreszcz. 'Człowieku, wariujesz' pomyślałem tylko, a jej sylwetka zechciała wreszcie wydostać się z mojego uścisku. Spełniłem jej prośbę, niechętnie się odsuwając.
- Przyszłam, bo Liam pojechał na jakieś zakupy czy coś i chciałam mieć jakieś dobre towarzystwo - powiedziała odwracając się w bok i pokazując w stronę, z której przyszła.
Wykorzystałem ten moment, żeby dokładniej się jej przyjrzeć. Miała na sobie krótkie, lekko poszarpane, dżinsowe spodenki i zwykłą białą bokserkę. Włosy związane miała w luźnego kucyka, który podskakiwał przy każdym jej ruchu. Na czubku głowy widniały czarne pilotki. Odwróciła się w moją stronę i spuściła głowę rumieniąc się straszliwie. Zorientowałem się, że przez ten cały czas, gdy patrzyłem na nią, przygryzałem wargę. Skarciłem się w myślach, obwiniając się za swoją głupotę. Wpuściłem do domu zawstydzoną dziewczynę, a ona rozsiadła się na kanapie w salonie. Zaszedłem po drodze do kuchni i włączyłem czajnik elektryczny pełen wody. Później zająłem wolne miejsce obok Natalie siadając do niej bokiem by móc przyglądać się jej profilowi. Zerknęła na mnie i uśmiechnęła się niepewnie. Wzięła głęboki wdech i wyrzuciła z siebie wszystko na jednym tchu.
- Muszę ci coś powiedzieć, Harry, ale proszę cię, nie przerywaj mi, dopóki nie skończę - była zdenerwowana, ale widziałem mały błysk w jej oku, który pomagał jej niewątpliwie.
- Jestem gotów - rzekłem chcąc jeszcze bardziej dodać jej otuchy i chyba mi się udało. Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech i przymknęła na chwilę oczy. Spojrzała na mnie z tajemniczym wyrazem twarzy, którego nie byłem w stanie rozszyfrować i przysunęła się bliżej mnie przez co obicie kanapy wydało dziwny szmer.
- Nie chcę, żebyś uznał mnie za totalną idiotkę, Harry, ale myślę, że powiem ci to prosto z mostu i albo to odwzajemnisz albo nie. Czuję do ciebie coś niesamowitego. To nie pozwala mi normalnie myśleć. Jeszcze nie wiem do końca co to jest, ale na pewno nie chcę tego zaprzepaścić. Chciałabym, żebyś pomógł mi wzmocnić to uczucie, żebym wreszcie mogła nazwać je po imieniu. Zgadzasz się? - spytała w końcu, a ja pokręciłem głową z rozbawieniem.
Patrzyła mi prosto w oczy, bojąc się mojej odpowiedzi. Przecież równie dobrze mogłem ją odrzucić. Moja dłoń natychmiast znalazła się na jej karku i przysuwając nas do siebie musnąłem jej słodkie wargi. Zachichotała cicho, a ja uśmiechnąłem się pod nosem. Zachciałem poczuć ten smak jeszcze raz, więc nie zwlekając chwili dłużej, ponownie złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku.
W tamtej chwili pomyślałem, że życie może być lepsze, a zwykła codzienność może zostać przełamana jej piękną obecnością. Nie przeszkadzał nam fakt, że Natalie jest zajęta, a jej chłopakiem jest mój kolega z zespołu. Wtedy liczył się tylko nasz związek.
- Skarbie, naprawdę chce ci się to oglądać? - spytałem znudzony spoglądając na blondynkę, która leżała właśnie z głową na moich kolanach wpatrując się zawzięcie w ekran telewizora.
- Taa, to bardzo ciekawe - komentowała, jednak bez większego entuzjazmu, jakiś program przyrodniczy.
Sięgnąłem po pilota, który leżał na stoliku obok kanapy i wyłączyłem odbiornik co spotkało się z gniewnym wzrokiem dziewczyny.
- Ej, ja to oglądałam! - wykrzyknęła ze ściągniętymi brwiami. Nie powiem - wyglądała naprawdę uroczo.
- No właśnie, oglądałaś - rzuciłem ze szczególnym akcentem na ostatnie słowo i uśmiechnąłem się zwycięsko.
Zrobiła obrażoną minę, nie obdarzając mnie swoim wzrokiem. Pochyliłem się nad nią i potarłem o siebie czubki naszych nosów. Była uparta, więc chcąc ją przekonać złożyłem delikatny pocałunek w kąciku jej ust. Widząc ją nadal nie do końca pewną ponowiłem swój ruch przejeżdżając przy tym palcem po jej policzku. Przygryzłem dolną wargę wpatrując się w jej mieniące się oczy i usta wykrzywione w rozbawionym uśmiechu.
Chwyciłem ponownie w swoją dłoń pilot od telewizora i włączyłem go chcąc podroczyć się trochę z Nat. Przełączyłem na jakiś kanał sportowy, na którym rozgrywany był akurat mecz piłki nożnej. Wlepiłem spojrzenie w zawodników i obserwowałem ich grę jednak kątem oka mogłem dostrzec to słynne zdziwienie na twarzy Natalie i jej ręce uniesione lekko do góry.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o niej. Gdy przypominałem sobie chwile spędzone razem z nią chciałem się rozpłynąć. Tak bardzo mi jej teraz brakowało...
Usiadłem na łóżku i potarłem zmęczoną nieprzespaną nocą twarz, po czym poprawiłem swoje włosy zaczesując je do tyłu. Wstałem i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Nogi same zaczęły mnie prowadzić. Wyszedłem z pokoju i zacząłem iść przez korytarz. Powłóczyłem za sobą nogami, szurając o wykładzinę i wpatrując się w podłogę. Mój wzrok zarejestrował jakieś mignięcie naprzeciwko mnie więc podniosłem głowę i ujrzałem stojącą przede mną blondynkę. Patrzyła się na mnie z zaciekawieniem. W końcu co na środku korytarza o piątej nad ranem i to jeszcze w samych bokserkach może robić Harry Styles? O to samo mógłbym zapytać ją, ale ostatnio wszystkiego mogłem się spodziewać. Nawet nie próbowałem.
- Cześć - usłyszałem jej głos od dłuższego czasu. Brakowało mi go jak jej samej i może dlatego pokonując dzielącą nad odległość wpadłem w jej ramiona chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. O dziwo nie odetchnęła mnie, a nawet zacisnęła uścisk o ile było to jeszcze możliwe. Napawałem się jej zapachem i dotykiem wiedząc, że może się on okazać ostatni w najbliższej przyszłości. Odsuwając mnie lekko od siebie, Nat objęła moje oba policzki w swoje chłodne dłonie wpatrując się z czułością w moje zielone oczy.
- Jeśli chcesz, to może się zmienić - wyszeptała pocierając kciukami moją skórę.
- Chcę tylko, żebyś wróciła... - mój głos był niemal błagalny i coraz bardziej rozpaczliwy.
- Nie wiem tylko czy ja chcę... - rzekła, a ja nie byłem do końca pewny czy mówi o mojej wypowiedzi czy kontynuuje swoją. - Będę się starać, ale to może nie wystarczyć - dodała, a następnie złożyła na moich ustach delikatny pocałunek, jakby otulony był milionami malutkich motylków. Nie zdążyłem nacieszyć się nią, bo odsunęła się i oparła o siebie nasze czoła.
- Walcz do końca, Harry - powiedziała spod opuszczonych, gęstych, czarnych rzęs. - Dla nas.
Jej dłonie opadły, a ona sama wyminęła mnie ocierając się o mnie swoim ramieniem i zapukała do jednego z pokoi. Czekała chwilę, po czym nastąpił szczęk zamka, a później dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Zbiegłem po schodach i zatrzymałem się dopiero przy kuchennym stole. Oparłem się o niego rękami zaciskając mocno powieki. Po chwili odepchnąłem się od niego i zbierając się w sobie, wierzyłem solidne kopnięcie w jego nogę. Poczułem ból w palcach stóp, ale nie przejąłem się nim. Usiadłem na krześle i biorąc kilka oddechów schowałem twarz w dłoniach. Mam być silny - będę silny.
*Natalie*
Zapukałam do matowych drzwi pokoju Al i Louisa. Chciałam uciec z tego korytarza i zaszyć się gdzieś, ale powrót do własnej sypialni nie wchodził w grę. Nie chciałam wejść tam i zmierzyć się z zatroskanym Liamem, który zapewne od razu zacząłby się zamartwiać, dlaczego to stałam się jeszcze bardziej przygnębiona niż byłam. Inni pomyśleliby pewnie, że powinnam się cieszyć. Racja, pewna część mnie wariowała z radości, a serce chciało wyrwać się z mojej piersi, lecz umysł podpowiadał mi, że to niewinne spotkanie dwójki niedawnych kochanków na korytarzu własnego domu było kolejnym zrządzeniem losu i dawało tylko sam ból. Smutek ogarniający całego człowieka, który był pewny, że ta druga osoba cierpi tak samo jak ona. A może nawet gorzej?
Drzwi uchyliły się i zza nich ujrzałam chłopaka obejmującego ramionami swoją narzeczoną i jej promienny uśmiech. Byli szczęśliwi, a ja mogłam ewentualnie pomarzyć o takim luksusie. Ona pocierała dłonią jego przedramię, na którym spoczywał średnich rozmiarów tatuaż ptaka. On opierał głowę na jej ramieniu i widać było, że nie chciał wypuszczać jej ze swojego bezpiecznego uścisku. Jej mina szybko zrzedła widząc mnie z takim, a nie innym humorem. Podeszłam do przyjaciółki przytulając się do niej. Lou rozluźnił uścisk swoich rąk kładąc dłonie na jej barkach. Potrzebowałam teraz czyjejś bliskości i zrozumienia. Chciałam, aby ktoś pocieszył mnie i powiedział to, czasem nie do końca szczere, 'Wszystko będzie dobrze'. Poczułam jeszcze jedną parę ramion oplatających się wokół mojego ciała. Miałam wsparcie w moich przyjaciołach i to liczyło się teraz najbardziej. Delikatny uśmiech wstąpił na moją twarz, a w głębi serca czułam, że mam dla kogo walczyć. Mam przyjaciół.
*Liam*
Siedziałem na łóżku ze spuszczoną głową wpatrując się w podłogę. Bawiłem się swoimi drżącymi palcami i starałem się zahamować łzy cisnące się do moich oczu. Nie chciałem patrzeć jak robi sobie krzywdę. Nie chciałem, by historia sprzed półtora roku powtórzyła się nakazując mi znów obserwować jej załamaną postawę.
- Masz w tym jakiś udział, Harvey? - spytałem zaciekawiony jego opowieścią.
- Ja tylko dostarczam towar – rzucił beznamiętnie, ale zaraz dodał bardziej groźnie. - Odpieprz się, Liam, okej?
Jego wzrok przemierzył moje ciało z pogardą wzdłuż i wszerz. Podrapał się po wyraźnym 'brzuszku piwnym' i odkaszlnął starając się rozładować sytuację.
- Dużo za to bierzesz? - dobiegł mnie stłumiony głos mojej dziewczyny gdzieś z tyłu.
Facet odchrząknął i wpatrywał się nieco zdziwiony w jej sylwetkę. Nie odwracałem się w jej stronę coraz bardziej wkurzony. Miała się nie odzywać. To była sprawa tylko między mną a tym kolesiem. Poza tym po co jej prochy?
- Zależy czego potrzebujesz... - wydusił nadal nieźle zaskoczony jej postawą mężczyzna.
- Zależy co masz – powiedziała pewnym siebie głosem, a mnie przeszedł dreszcz.
Mierzyłem go morderczym wzrokiem, a on zdawał się tego nie zauważać. Podszedł do okna w swoim minivanie i schylił się zabierając coś z siedzenia. Zawrócił się i zmierzał w moim kierunku niosąc w ręku dużą, białą torbę. Przez cienką folię prześwitywały jedynie kwadratowe i prostokątne kształty jakichś pudełek. Wyminął mnie obdarzając mnie jednym, krótkim spojrzeniem i szedł dalej przed siebie. Odwróciłem się przypatrując się mu wściekły. Zacisnąłem dłonie w pięści i mogłem domyślać się, że pobielały mi kłykcie. Harvey podszedł do mojej Natalie, a ona wpatrując się w jego oczy przejęła od niego torbę. Trzymała ją w opuszczonych rękach, gdy ten facet nachylił się nad nią, jak się domyślam, szepcząc jej coś do ucha. Pokiwała jedynie głową i gdy wreszcie odsunął od niej swoje obrzydliwe cielsko, zawołała za nim ostatni raz.
- Pomoże. Na pewno!
Nie wiem, czy pomogło jej to rozwiązać wszystkie problemy z jakimi miała zamiar borykać się później, ale na pewno sprowadziło to na nią niemałe kłopoty. Ciężko jej się było z tego wyciągnąć. Nie poddawała się jednak i sprawiała wrażenie jakby wszystko było w jak najlepszym porządku.
Szykowałem poczęstunek na wieczorne przyjęcie gości, czyli innymi słowy naszych przyjaciół. Wsypałem do wielkiej miski chipsy, a do drugiej jakieś chrupki i cukierki. Przypatrywałem się im bezsensownie przez moment, po czym chwyciłem obie w dłonie i zaniosłem na ławę do salonu. Siadłem na kanapie i splatając dłonie na kolanach czekałem na powrót Natalie. Miała wrócić przeszło pół godziny temu, a nadal jej nie było. Zaczynałem się martwić, nie mówiła, gdzie wychodzi, ani tym bardziej w jakim celu. Przygryzałem nerwowo dolną wargę błąkając wzrokiem po pomieszczeniu. Zaczynało się ściemniać, więc nastrój stał się nieco tajemniczy. Nie wiedząc już kompletnie co mam ze sobą zerknąłem na obicie sofy. Miała jasnobrązową skórę pikowaną w niektórych miejscach. Podłokietniki i zagłówki zostały nakropione wycinkami z jasnej skóry. Miała kolor podobny do białego jednak jej fragmenty, zbyt małe, zlewały się skutecznie z ciemnym obiciem i tworzyły odcień podobny do ciemnego beżu wkraczającego w jasny brąz. Gdyby nie ten mały dodatek byłaby zwykłą, nudną kanapą i zapewne nie stałaby teraz w naszym domu.
Usłyszałem cichy szczęk przekręcanego zamka w drzwiach wejściowych i odruchowo zwróciłem zdezorientowany wzrok w tamtą stronę. Do mieszkania weszła Nat, lecz nie wyglądała na zbytnio zadowoloną. Wręcz przeciwnie. Na jej twarzy malował się przeogromny smutek, a w jej zielonych oczach mogłem dostrzec łzy, które nie zdążyły wydostać się na zewnątrz. Podniosłem się momentalnie z siedzenia i podbiegłem do niej obejmując ją ramionami. Zaczęła cicho płakać powodując, że moje serce ledwo broniło się przed całkowitym rozerwaniem.
- Co się stało? - spytałem delikatnym tonem.
Stała tak nadal przyszpilona do mojego ciała, nie chcąc za wszelką cenę mnie wypuścić. Zaczęła drżeć i oparła głowę o moje ramię. Kołysałem ją lekko próbując ją uspokoić.
- Liam? - zagarnęła moją uwagę, która i tak nie była zajęta niczym innym, tylko chęcią jak najszybszej pomocy jej.
- Tak, kochanie? - potwierdziłem swoje zainteresowanie w pełni, a ona odsunęła się, lecz dzieląca nas odległość była niewielka, gdyż wciąż nasze ramiona były splecione wokół siebie.
- Obiecaj, że mnie nigdy nie opuścisz – powiedziała błagalnie patrząc mi w oczy, a pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. - Proszę cię...
- Obiecuję – szepnąłem natychmiast będąc całkowicie pewny swoich słów.
Byłem przy niej przez cały czas jej choroby. Dowiedziałem się, że miała raka, ale istniały duże szanse na wyleczenie, ponieważ odkryto to w początkowym stadium. Uśmiechała się każdego dnia wiedząc, że będzie lepiej. Tylko lepiej. Nie pozwalała dopuszczać do siebie myśli, ze może zostawić mnie tutaj samego. Bez niej.
Jednak nie wszystko zaczęło układać się po naszej myśli. Okazało się, że przez ten cały czas brała leki podarowane jej wtedy przez Harveya. Były to najrozmaitsze proszki na uspokojenie, tabletki przeciwbólowe i inne takie. Nie odstawiła jednak swoich obowiązkowych leków pomagających jej zakończyć tą chorobę. Najwidoczniej środki, które zażywała za moimi plecami wpływały jakoś na funkcjonowanie lekarstw zaburzając ich działanie.
Pomagałem jej wtedy jeszcze bardziej. Starałem się razem z nią przezwyciężyć nałóg i jakoś się z niego wyplątać. Dzięki jej silnej woli najpierw pozbyła się chemii, a później wyzdrowiała. Cieszyłem się mocniej od niej i od tamtej pory zacząłem postrzegać świat jako jeszcze piękniejszy niż był zazwyczaj. Lekarze powtarzali nam jednak, że choroba może nawrócić i kazali prowadzić Natalie zdrowy tryb życia bez alkoholu, papierosów czy innych używek. Ona zawsze śmiała się z tego, ale trzymała się zaleceń najpilniej jak potrafiła. Nie chciała bym znów był przez nią smutny.
Ale ostatnio coś się zmieniło i widziałem na jej pięknej twarzy grymas bólu przytwierdzony trwale od kilkunastu dni. Była załamana i nic nie mogłem na to poradzić. Nie znałem nawet konkretnej przyczyny jej zachowania, lecz gdy zorientowałem się, że wróciła do prochów, wiedziałem, że coś jest nie tak. Obawiałem się najgorszego, lecz ona uparcie trzymała język za zębami i nie obdarzyła mnie ani jednym słowem wyjaśnienia.
Potrząsnąłem głową pozbywając się natrętnych myśli kłębiących się gdzieś w głębi mojego umysłu. Wstrzymałem na chwilę oddech przymykając oczy. Zebrałem się w sobie i podniosłem się z łóżka zerkając w jego stronę. Czerwona kołdra w białe paski leżała na nim zwinięta w kłębek. Poduszki o tym samym wzorze były przekrzywione, a fragment lśniącego, białego prześcieradła pokładał się na podłodze. Na szafce nocnej stała wysoka szklanka, zapełniona mniej więcej w jednej czwartej swojej objętości przezroczystym płynem. Przekrzywiłem głowę na prawą stronę przyglądając się bałaganowi.
Moje rozmyślania przerwał jednak głos na korytarzu na sto procent należący do Nat. Z kim rozmawiała o tak wczesnej porze? Postanowiłem się tego dowiedzieć, więc podszedłem do drzwi i uchylając je lekko widziałem jednym okiem rozgrywającą się tam scenkę. Natalie stała tyłem do mnie opierając ciężar swojego ciała na jednej nodze. Po chwili jej sylwetka została otulona umięśnionymi ramionami, a chłopak schował twarz. Jednak te lekko pokręcone włosy można było rozpoznać wszędzie. Blondynka odsunęła go od siebie i ujęła jego twarz w swoje dłonie. Wtedy spojrzałem na twarz Harrego. Jego oczy były bliskie wylania łez, lecz usilnie próbowały się powstrzymać. Usta wykrzywione miał w smutnym grymasie.
- Jeśli chcesz, to może się zmienić – wyszeptała, a on patrzył głęboko w jej oczy.
- Chcę tylko, żebyś wróciła – powiedział i w jednej sekundzie moje zdezorientowane spojrzenie chciało opuścić ich widok, jednak nie potrafiłem. Doszło do mnie, co się tu działo i zrozumiałem wreszcie całe to zamieszanie. Popadła w depresję, bo z nim zerwała. Ale co tu było do zrywania?! Przecież to ja byłem jej...
- Nie wiem tylko czy ja chcę. Będę się starać, ale to może nie wystarczyć – odrzekła, a potem nastąpiło coś czego nigdy nie chciałem zobaczyć. Moja dziewczyna całująca się z moim przyjacielem. Zacisnąłem szczękę starając się nie wybuchnąć i nie zwrócić na siebie uwagi pary. Odsunęła od siebie ich usta i wypowiedziała się po raz ostatni.
- Walcz do końca, Harry. Dla nas.
Wyminęła go wchodząc do któregoś z pokoi obok. Loczek stał oszołomiony przez chwilę, po czym rzucił się biegiem w stronę schodów. Słyszałem jego pospieszne kroki, a po chwili głuche uderzenie.
W jednej chwili moje życie straciło sens. Tym sensem była właśnie Natalie.
Give me the second part of your heart reserved only for me.
_____________________________________________________________________________
Pierwsza część rozdziału numer 9 :)
Zapraszam was do dzielenia się swoją opinią na temat tego rozdziału w komentarzach :*
Pozdrawiam i kocham.
PS Aaaaaaaaaaa !! Tysiąc wyświetleń stuknęło !! Dziękuję wam wszystkim !! Jesteście wspaniali :D
JSJDJFJFSHKCES ! ♥ KOCHAM CIĘ ZA TO OPOWIADANIE . TEN ROZDZIAŁ JEST CHOLERNIE ZAJEBISTY . Nat
OdpowiedzUsuńKSJDFABWRUF ! Niesamowity ! Nie mogę się doczekać następnego ! :D
OdpowiedzUsuń26 year-old Community Outreach Specialist Bevon Newhouse, hailing from Swift Current enjoys watching movies like "Christmas Toy, The" and Creative writing. Took a trip to Ilulissat Icefjord and drives a Mazda2. nastepna strona
OdpowiedzUsuń